Zanim pokażę Wam moją szafę,
chcę się najpierw z Wami przywitać.
Witajcie już na dobre! :)
Niesamowicie się za Wami stęskniłam.
Nie wiem, jak wytrzymałam te dwa miesiące bez tworzenia
i dwa miesiące bez internetu tak naprawdę.
Oczywiście zauważyłam ogromne plusy
braku tego ostatniego,
ale o tym w następnym poście...
Co nieco twórczo też się wyżywałam,
np. ... na ścianach lub meblach.
Szafę, którą dzisiaj Wam chcę pokazać,
mogliście zobaczyć TU, jeszcze przed liftingiem.
A teraz wygląda tak:
Efekt końcowy wymagał ode mnie sporo pracy,
mnóstwo popołudni i wieczorów spędzonych w warsztacie brata,
ze skrobakami w dłoni, papierem ściernym i szlifierką.
Ale w zupełności jestem z niego zadowolona :)
Ukazało się piękno drewna,
podkreślone mgiełką białego impregnatu.
Oczywiście muszę też tu podziękować
mojemu kochanemu mężowi i bratu, którzy w fazie końcowej bardzo mi pomogli.
Bez nich nie miałabym szafy złożonej i byłaby bez uchwytów
i zamków:)
Czeka mnie wykończenie jeszcze kilku rzeczy,
ale teraz już pójdzie gładko.
Oczywiście efekty pokażę wkrótce :)
pozdrawiam ciepło
angel
Piękna :)
OdpowiedzUsuńPiękna :)
OdpowiedzUsuńNawet nie potrafię sobie wyobrazić ile pracy Cię to kosztowało. Szafa jest przepiękna!
OdpowiedzUsuńFantastycznie się prezentuje!
OdpowiedzUsuńo rany, warto było! wygląda niezawykle stylowo i pięknie!
OdpowiedzUsuńNapracowałaś się i efekt jest wspaniały.
Szafa wygląda o niebo lepiej! :D
OdpowiedzUsuńPięknie wyszło :)
OdpowiedzUsuńEHHH... ale Ci jej kochana zazdroszczę... piękna, podziwiam Cię za wytrwałość.
OdpowiedzUsuńSzafa jak marzenie... oj warto było, warto było...
OdpowiedzUsuńOj... efekt cuuuudny!!! Fantastyczna szafa. oby służyła Ci dłuuuugo;)
OdpowiedzUsuń